sobota, 4 września 2010

Sesja #2: Magia

Kolega jak widzę ma inną wizję, wysłuchajcie zatem mojej historii. Jesienią zeszłego roku, przełamując z wielkim trudem opór materii własnej, zabrałem się w końcu za pracę nad debiutem literackim - powieścią sensacyjną o roboczym tytule „POLARIS”. Myślami błądziłem pośród śnieżnych zasp na niegościnnych lądach, rzuconych przez kaprys natury za koło podbiegunowe.

Kiedy zamykałem oczy słyszałem, jak z jękiem zmęczenia, od czoła lodowca odrywa się kawał ważącej parę tysięcy ton lodowej bryły i wpada do wody z głośnym pluskiem. Olbrzymie fontanny wody tryskają w powietrze, zaś odgłos uderzenia w wodę dochodzi dopiero po kilku sekundach, w trakcie których w miejscu upadku zdążyła się już uformować fala, rozchodząca się wokół w postaci wodnego wału pędzącego niczym tokijski ekspres. Wtedy zazwyczaj na moim biurku przewracały się z dudnieniem góry zgromadzonych tam książek o tematyce polarnej, których pokaźną kolekcję zebrałem (nieźle się przy tym rujnując finansowo) dzięki sympatycznemu antykwariatowi – gdzieś przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.



Gustav Holst: „Planets Suite” – Uranus, The Magician

W grudniu rozmawiałem kilka razy o sztuce Maćka z moim kuzynem. Przymierzał się on do jej sfilmowania w kilkudziesięciominutowym formacie i mordował się właśnie z kolegą nad scenariuszem. Obiecałem im pomóc, bowiem scenopisarstwo było już od 10 lat w sferze mojego hobby.

Interscenario 2009 (na zdjęciu reż. Bohdan Sláma)
W tym czasie „POLARIS” znajdowało się ciągle w fazie pre-produkcji, a tempo mocno zmalało za sprawą intensywnych prac nad Lśnieniem #1 i #2 oraz festiwali „Interscenario” i „MFK”. Po miesiącu okazało się, że nasze spojrzenia na leżące na stole zadanie są niekompatybilne. To do czego oni podchodzili z ogromnym pietyzmem, dla mnie było zaledwie dobrym punktem wyjścia, zaczynem na bazie którego należy stworzyć zupełnie nową historię, lepiej w mojej ocenie wpisującą się w ramy X muzy. Kolejny miesiąc chodziłem z tym pomysłem w głowie. W tym czasie byłem ciągle pod silnym wrażeniem wydarzeń z przełomu listopada i grudnia, kiedy to zbrodnia na całe 7 dni objęła we władanie miasto – przez Wrocław, za sprawą mrocznych przybyszów z Galicji, przetoczył się jak walec Międzynarodowy Festiwal Kryminału (MFK).


Ekipa :Lśnienia: na MFK 2009 (zdj. Tomasz Szkodziński)

Ten oto labirynt zdarzeń doprowadził nas do pewnego czwartku, gdzieś w połowie lutego, kiedy to siedzieliśmy z Łukaszem w opustoszałym, za sprawą plagi egzaminacyjnej, studiu UniRadia i opowiedziałem mu tę historię po raz pierwszy. Dokładnie nie pamiętam czy minął jeden dzień czy dwa, kiedy Łukasz powiedział – napiszmy o tym książkę. Razem.

No cóż, skoro tajemnice polarnych ustroni tyle już przeleżały ukryte pod lodową pokrywą, mogą poczekać jeszcze trochę. Papierowe zaspy na moim biurku powędrowały w równe rządki na półkę, zaś stosy zgromadzonych materiałów i notatek, zostały zamknięte w okładkach segregatorów. Po kolejnych kilku dniach Łukasz przysłał mi swoją część historii – opowiadanie „Noc wszystkich trupów”, które możecie przeczytać w antologii „Mogliby w końcu kogoś zabić” (Oficynka 2010).

Wtedy próbując ułożyć sobie w głowie sekwencję zdarzeń, która po wielu latach snucia różnych planów, d
oprowadziła nas do realnej współpracy, myślałem że jest to moment magiczny. Co zostało w powieści z opowiadania i jak blisko od przyjaźni do nienawiści przeczytacie w kolejnych sesjach. Także o tym jak wszyscy padliśmy ofiarą sprytnej manipulacji, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem...

Sebastian